Jak pewnie część z Was już wie, a reszta zaraz się dowie, nasza tegoroczna wyprawa wakacyjna to samochodowy wyjazd do Chorwacji. Oczywiście całą rodziną. Jak wygląda 2500 km przejechane samochodem z rocznym dzieckiem? O czym warto pamiętać? I czy taka eskapada w ogóle ma sens? O tym wszystkim w dalszej części wpisu.
Wiadomo oczywiście, że ile dzieci, tyle charakterów. Klarka jednak już od pierwszych tygodni dużo podróżowała samochodem i nigdy nie mieliśmy z tym większych problemów. Ponad 1000 km do miejsca docelowego to jednak już dość konkretna odległość, dlatego też przed podróżą miałam pewne obawy. Najłatwiej pewnie byłoby jechać nocą, ponieważ nasze dziecko nie tylko nie ma problemów z zasypianiem w samochodzie, bardzo ładnie też przesypia całe noce. Oprócz najmłodszego pasażera jest jednak jeszcze kierowca, o komfort którego też należało zadbać, dlatego zdecydowaliśmy się wyjechać wczesnym rankiem.
Pierwsze o czym pomyśleliśmy jednak jeszcze na etapie planowania podróży to podzielenie całej trasy na odcinki. Zarówno wyjeżdżając, jak i wracając, zatrzymywaliśmy się na nocleg mniej więcej w połowie trasy. Tym sposobem, my mieliśmy dodatkową okazję do zwiedzenia Grazu i Bratysławy, Klara zaś miała przed sobą zdecydowanie mniej czasu, który jednorazowo musiała spędzić w foteliku. Także zatrzymując się na krótsze postoje dbaliśmy o to, żeby Młoda mogła trochę pospacerować, rozprostować kości i nieco się zmęczyć, by w trakcie jazdy konieczność bycia przypiętą w jednym miejscu nie irytowała jej tak bardzo.
Ponieważ start mieliśmy zaplanowany na szóstą rano, zerwałam Klarkę już o czwartej, dzięki czemu wkrótce po wyruszeniu postanowiła uciąć sobie pierwszą drzemkę. Ponieważ trafiło mi się dziecko, które będąc w domu przesypia w ciągu dnia maksymalnie 1,5 godz., każda dodatkowa minuta snu w samochodzie była na wagę złota 🙂
Kolejną kwestią, o której warto pomyśleć jest wyposażenie naszego środka transportu. Trochę ulubionych zabawek, książeczek i przekąsek to zdecydowanie must have, podczas tak długiej trasy. Warto zabrać ze sobą także coś nowego, czego dziecko nie zna i nigdy nie widziało, wtedy możemy liczyć na znacznie dłuższe zainteresowanie. U nas w tej roli wystąpiła tablica magnetyczna z Pepco, która w newralgicznym momencie kolejki na granicy słoweńsko- chorwackiej uratowała sytuację. To, jak wyglądał nasz samochód po prawie całym dniu żonglowania zabawkami nie nadaje się do publikacji, udało nam się jednak przebyć trasę bez większych kryzysów.
Podsumowując, podróż z maluchem na pewno różni się od wyjazdu w towarzystwie samych dorosłych. Nie można zająć się czytaniem książki, przeglądaniem gazety czy po prostu gapieniem się w okno. Niemniej przy dobrej organizacji i poświeceniu odrobiny czasu na zaplanowanie podróży, moim zdaniem ogarnąć da się wszystko. A zalet płynących z takiej wspólnej wyprawy jest mimo wszystko zdecydowanie więcej niż niedogodności, które w mniejszym lub większym stopniu na pewno się pojawią. Jak do wszystkiego w życiu trzeba jednak podejść do nich z odrobiną dystansu, a na pewno nie będą w stanie popsuć nam wspaniałego wypoczynku.