Uwaga! Piszę na zadany temat: „Hostel a rodzinny wyjazd” No cóż … Do tej pory „hostel” kojarzył mi się z dwiema kwestiami:
1. amerykańskim filmem grozy z 2005 roku, pod tym samym tytułem, oraz
2. licealną wycieczką na Leskowiec sprzed 30 lat, gdzie grupowo spędziliśmy wesołą noc.
Oba skojarzenia są częściowo trafne. Pierwsze, bo mieszkałem w hostelu na Słowacji (teraz już rozumiecie moje wstępne przerażenie). Drugie, bo faktycznie to młodzież rządzi w omawianych przybytkach użyteczności publicznej.
No, ale dość żartów. Wpojone we mnie stereotypy szybko runęły jak domek z kart. Oczywiście! Czytelniku drogi! Jeśli nie wyobrażasz sobie spędzenia nocy w budynku, przy którego szyldzie nie pobłyskuje pięć gwiazdek, bo basen, bo barek, bo klima, bo śniadanie na telefon …, to przestań czytać.
A tak poza tym, hostele mają same zalety. Zarówno w Graz’u, jak i w Bratysławie rezerwowaliśmy pokój rodzinny. To oznaczało naprawdę sporą przestrzeń (w Bratysławie nawet 2 pokoje), własną łazienkę, proste i funkcjonalne umeblowanie oraz czystość. Dla mnie bomba. Mi to wystarczy. Dlaczego? Po prostu, nasze podróżowanie nie zakłada spędzenia w miejscu noclegu, jak sama nazwa wskazuje, więcej czasu niż noc. Rankiem zawsze wyruszamy na z góry zaplanowaną trasę. Jest oczywiście czas na improwizację i spontaniczne działania. Wracamy wieczorem, marząc jedynie o prysznicu i zwaleniu się do wyrka. I to hostel nam gwarantuje w stu procentach. Miałem pewne obawy co do nocnych, młodzieńczych hałasów wszelakich, ale nic z tego. Cisza i spokój.
Hostele, oprócz tego, że są najtańszą miejską opcją noclegową, mają jeszcze jeden wielki, naprawdę wielki plus. Są położone w samych centrach miast. Zarówno w Graz’u, jak i w Bratysławie, do tak zwanych starówek dzieliło nas około dziesięciu minut spacerkiem. To jest fajne. Kiedy jako mąż i ojciec dostajesz wychodne wieczorem, bo dziecko zasnęło i wszystko ogarnięte, to po błyskawicznym przemieszczeniu się w niezawodnych klapkach, po chwili siedzisz ściskając w ręku Złotego Bażanta i … jest przyjemnie.
Nie było też kłopotów z pozostawieniem auta, mimo że hostele nie posiadają swoich parkingów. W Graz’u, w odległości 50 metrów od naszego miejsca zamieszkania był piętrowy miejski parking, a w Bratysławie, gdzie więcej jest miejsc postojowych niż samochodów – nasza Dacia stała tuż pod oknem.
Jednym słowem jestem/ jesteśmy bardzo zadowoleni.
Potwierdza się zasada, że warto poszukać miejskiego spania, grzebiąc w GOOGLE głębiej niż pierwsza strona. Zwłaszcza, gdy poszukiwaczem jest moja Żona.
Niniejszym, sprawdziliśmy i polecamy: