Ponieważ każda zabawa, zwłaszcza ta na świeżym powietrzu, wzmaga apetyt, naszą wizytę w parku Miniatur należało zakończyć obiadem. Trochę szkoda, że na samym terenie parku nie można znaleźć restauracji z prawdziwego zdarzenia, z obiadem musieliśmy więc poczekać do momentu kiedy skończymy zwiedzanie. Pani obsługująca karuzelę poleciła nam wprawdzie restaurację znajdującą się na terenie Dinolandii, ponieważ jednak odbywały się tam urodziny ostatecznie wylądowaliśmy w znajdującym się naprzeciwko hotelu.
Champs to miejsce w typowo amerykańskim stylu, co widać zresztą już od wejścia. Wprawdzie nieco zaskoczył nas totalny brak ludzi, mimo pory obiadowej, jak się jednak okazało nie było się czego bać. Wnętrze jest może nieco mroczne, nam jednak nawet było to na rękę Klarka bowiem właśnie w trakcie obiadu odsypiała niedawne wrażenia. Przytłumione światło i brak zgiełku były więc jak najbardziej pożądane.
Jak na amerykańską restaurację przystało wszyscy zdecydowaliśmy się na burgery, które były naprawdę bardzo dobre i oryginalnie podane (patrz: burger nadziewany frytkami 🙂 ). Ceny umiarkowane, jak na restaurację w miejscu, do którego zjeżdżają tłumy ludzi- do przeżycia. W środku niewielki kącik dla dzieci i bardzo ładny plac zabaw na zewnątrz- aż szkoda, że nie mieliśmy okazji skorzystać, takie szczegóły zawsze jednak sprawiają, że przychylnie patrzę na dane miejsce. Nie ma bowiem chyba nic bardziej irytującego w restauracji niż znudzone dziecko czekające na jedzenie.
Jednym słowem „Champs” nie jest może miejscem dla którego warto przejechać pół Polski, z czystym sumieniem polecam jednak na obiad podczas rodzinnej wycieczki.