Ponieważ trasa do Chorwacji od samego początku wydawała nam się nie do przebycia bez możliwości noclegu po drodze, nasz wybór padł na Graz. Nieco przypadkowo, przyznam szczerze. Nigdy jakoś nie marzyłam szczególnie o zwiedzeniu tego miejsca. Szukałam po prostu miasta, które znajdowałoby się mniej więcej w połowie trasy. Ponieważ chcieliśmy przeznaczyć cały dodatkowy dzień na zwiedzanie miło byłoby również, gdyby było tam kilka rzeczy do zobaczenia. Pod tymi względami Graz wydał się idealny. Tak na marginesie nigdy nie postrzegałam Austrii jako kraju typowo turystycznego, a już któryś raz los pcha mnie w tamtym kierunku. I wygląda na to, że na tym razie się nie skończy 🙂
Przygotowując plan naszego zwiedzania przekonałam się, że faktycznie jest to idealne miejsce na spokojne, jednodniowe dreptanie po mieście. Ponieważ nie jesteśmy szczególnymi wielbicielami muzeów, których na pewno jest tutaj bez liku, postawiliśmy raczej na architekturę. I jesteśmy bardzo zadowoleni.
Pierwszym miejscem, które udało nam się zobaczyć był Pałac Eggenberg. Praktycznie do samego końca wahaliśmy się czy decydować się na zwiedzanie wnętrza. Może spacer po całkiem okazałym parku, podziwianie pawi oraz obejrzenie pałacu z zewnątrz wystarczy? W końcu postanowiliśmy zaryzykować i to był strzał w dziesiątkę. Ja wyszłam stamtąd oczarowana. Nie tylko samym wyglądem miejsca, ale jego historią, ideą, która towarzyszyła jego twórcom… Wszystko za sprawą cudownej pani przewodnik, która w niezwykle ciekawy, i przede wszystkim przystępny sposób, dzieliła się z nami swoją wiedzą. I choć do biegłej znajomości angielskiego mi daleko, nie miałam praktycznie żadnych problemów ze zrozumieniem wykładu, za co oczywiście dodatkowy plus. Nawet Czupi bez marudzenia była w stanie znieść godzinne zwiedzanie. Tak więc polecam wszystkim, którzy będą mieli kiedyś okazję być w Grazu.
Bilet wstępu uprawnia także do wejścia do kilku innych pobliskich muzeów, z których Maciek skusił się na znajdujące się również na terenie parku Muzeum Archeologiczne. Ja z Klarką natomiast udałam się na drugie śniadanie i plac zabaw- coś się dziewczynie należało od życia za umożliwienie rodzicom obejrzenia pięknych wnętrz 🙂
Po krótkim odpoczynku w hostelu skierowaliśmy swoje kroki na wzgórze zamkowe, gdzie znajduje się symbol miasta- wieża zegarowa. Na wzgórze można dostać się pieszo, wdrapując się po stromych schodach lub specjalną kolejką, która błyskawicznie dowozi nas na miejsce. Jest jeszcze opcja dostania się na szczyt parkowymi alejkami, na nią jednak zdecydowaliśmy się dopiero w drodze powrotnej. Ponieważ mieliśmy ze sobą wózek trasę do pokonaliśmy szybko i wygodnie wagonikiem kolejki.
Samo wzgórze jest miejscem bardzo przyjemnie urządzonym, lubianym nie tylko przez turystów, ale także miejscowych. Schludne alejki, dużo zieleni i całkiem spora przestrzeń zachęcają do spacerów i piknikowania. Dla zmęczonych i głodnych całkiem spory wybór posiłków i napojów. Od najprostszych pommes i wiener schnitzel podawanych ze zwykłej budy, po bardziej elegancko wyglądające miejsca, z których jednak nie korzystaliśmy. Do picia oczywiście tradycyjnie Almdudler 🙂 Na deser natomiast piękna panorama miasta, która najlepiej prezentuje się oczywiście z punktu widokowego pod wieżą zegarową.
Podsumowując naszą wizytę- świetna miejscówka na krótki pobyt, na pewno warta zobaczenia. Może niekoniecznie jako miejsce docelowe, ale przy okazji- jak najbardziej na tak. Wszystkim zainteresowanym miastem polecam natomiast zajrzeć tutaj , gdzie można znaleźć naprawdę dużo informacji na temat atrakcji stolicy Styrii i zaplanować własną, skrojoną idealnie na swoją miarę, wycieczkę.