Ostatnio, trochę nie w naszym stylu, ale weekendy spędzaliśmy głównie w domu. Trochę ze względu na sytuację zawodowo- życiową, trochę z powodu gorszego nastroju, który raczej nie zachęca do podróży. Ponieważ jednak wszystko wróciło już do normy, najwyższy czas podnieść się z kanapy.
Ponieważ zależało nam na wycieczce dość blisko domu, do tego prognozy zapowiadały raczej opady, postanowiliśmy odwiedzić miejsce, o którym słyszałam bardzo dużo dobrego- Muzeum Śląskie w Katowicach. Wybraliśmy się tam z zamiarem obejrzenia jednej z wystaw czasowych- „Bliskie, lecz z dalekiego świata” przedstawiającą historię udomowienia zwierząt przez człowieka… Co ciekawe, udało się to nam jedynie w przypadku dziewiętnastu spośród 5500 gatunków, co w sumie po lekturze „Sapiens” Yuvala Hahari’ego raczej mnie cieszy niż martwi. Miejmy nadzieję, że natura zawsze będzie się okazywała mądrzejsza i potężniejsza od nas i nie da się do końca ujarzmić. Ale do brzegu…gdyż trochę odpłynęłam od głównego tematu.
Muzeum Śląskie to ten typ przestrzeni, który lubię chyba najbardziej- świetnie wykorzystane budynki, które nie spełniają już swojej pierwotnej funkcji, ale zamiast rozpadać się i straszyć, cieszą nie tylko oko, ale stają się miejscem ciekawych wydarzeń. Tak właśnie stało się z niedziałającą już kopalnią „Katowice”, gdzie powstało nie tylko bardzo nowoczesne muzeum, ale również bardzo przyjemna część parkowa, idealna na spacery. Jak przystało na dawną kopalnię znaczna część ekspozycji znajduje się pod ziemią, na powierzchni widzimy tylko przeszklone bryły budynków, które bardzo dobrze komponują się z oryginalnymi pokopalnianymi obiektami, również zaadaptowanymi do celów muzealnych. Do tego oczywiście przestronny parking (do 4 h bezpłatny), wieża widokowa, z której akurat nie korzystaliśmy i całkiem wykwintna (podobno również cenowo) restauracja.
Co do samej wystawy to w związku z tym, że zwiedzaliśmy ją z dwulatką, także okazała się strzałem w dziesiątkę. Bilet na wystawy czasowe kosztuje 14 PLN i obecnie w tej cenie obejrzeć można również trzy inne ekspozycje. Wiadomo, że eksponaty archeologiczne to może niekoniecznie to, co dzieci w jej wieku interesuje najbardziej, ale już odgłosy zwierząt zrobiły furorę. A multimedialna projekcja mamuta zupełnie Młodą zaczarowała. Organizatorzy przewidzieli zresztą trochę atrakcji dla najmłodszych zwiedzających. W osobnym pomieszczeniu można zabawić się w archeologa i samodzielnie odkopać z piasku szkielet zwierzaka, porysować, przejrzeć książki czy ułożyć puzzle. Z myślą o dzieciach przygotowana jest zresztą zupełnie odrębna wystawa „Na tropie Tomka” i choć ja osobiście książek Szklarskiego nigdy nie czytałam, chętnie się kiedyś wybiorę. Dla nas na razie trochę na nią za wcześnie, dedykowana jest bowiem dzieciom od 4 r. ż., nie wykluczam jednak, że za jakiś czas się zdecydujemy. tym bardziej, że jest to ekspozycja stała. Podobnie jak „Górny Śląsk na przestrzeni dziejów”, która też kusi. Jednym słowem Muzeum Śląskie to miejsce, do którego naprawdę warto wracać.
P.S. A dla wszystkich, którzy w trakcie zwiedzania zgłodnieją polecamy Moodro Bistro- dużo przystępniejsze cenowo od głównej restauracji, z pysznym jedzeniem (Maciek poleca szczególnie naleśnik z rostbefem), swobodną atmosferą i kącikiem zabaw dla dzieci. Czego chcieć więcej podczas rodzinnego wypadu?
P. S. 2. „Bliskie, lecz z dalekiego świata” można oglądać do 28 lipca.