Wiecie na pewno, że każdy kolejny wyjazd w góry jest dla mnie zawsze cudownym doświadczeniem, teraz jednak, gdy już tak niewiele brakuje nam do zdobycia najważniejszych szczytów Beskidu Śląskiego, jest to jeszcze przyjemniejsze. Jakaś dodatkowa motywacja popycha i sprawia, że chce się jeszcze bardziej, nawet jeśli nie zawsze jest łatwo. Tak jak podczas naszej ostatniej wyprawy, kiedy to siedzący mi na plecach bobas dał nieźle popalić moim łydkom, które dochodziły do siebie przez kolejne kilka dni. Niemniej jednak było naprawdę super, a o tym, gdzie wybraliśmy się tym razem więcej można przeczytać poniżej.
Spośród tych śląsko- beskidzkich szczytów, które jeszcze zostały nam o odwiedzenie, postanowiliśmy postawić na Glinne zdobyte szlakiem czerwonym z Węgierskiej Górki. Trasa ta, stanowiąca jednocześnie fragment GSB sprawiła, że do pokonania mieliśmy ponad 6 km w jedną stronę przy prawie 650 m przewyższenia. Od samego początku było więc wiadomo, że łatwo nie będzie.
Problemu nie było natomiast ze znalezieniem ze znalezieniem parkingu w pobliżu szlaku, miejsc do zostawienia samochodu w Węgierskiej górce bowiem nie brakuje. My nasz krążownik szos zaparkowaliśmy tuż obok Hali Widowiskowo- Sportowej by mijając amfiteatr wkroczyć na czekający na nas szlak.
Sam początek trasy to spacer wzdłuż bulwarów nad Sołą, jednak tuż po przekroczeniu rzeki ścieżka zaczyna piąć się w górę nie tracąc swego typowo górskiego charakteru praktycznie przez całą drogę. Początkowy fragment to także ścieżka dydaktyczna z tablicami edukacyjnymi oraz punkt widokowy, nieco już jednak zarośnięty przez pobliskie krzewy. Zaraz dalej kolejna atrakcja- kilkaset metrów od wytyczonego szlaku odwiedzić można schron Waligóra- my wprawdzie nie zajrzeliśmy, jeśli ktoś jednak interesuje się militarnymi zabudowaniami nie będzie miał trudu z jego znalezieniem- zarówno oznaczenia, jak i leśna ścieżka są bowiem dość widoczne. Kolejny odcinek pod górę i kolejna niespodzianka- rozległy widok na budowaną właśnie w dole trasę szybkiego ruchu, a właściwie tunel, którym S1 będzie przebiegać pod górskim masywem…. Cóż, robi się jakby światowo… Na szczęście wkrótce plac budowy znika i pozostaje nam tylko las i mozolna wspinaczka. Po drodze mijamy kilka spływających z góry strumyczków, co znacznie uatrakcyjnia wędrówkę. Im zresztą wyżej tym las robi się rzadszy coraz częściej pozwalając nam oglądać panoramy pobliskich szczytów. Samo Glinne też zresztą urzeka widokami aż prosząc o to, by rozsiąść się na trawie i podczas niespiesznego pikniku podziwiać widoki. Na taki sposób spędzania czasu zdecydowanie nie trzeba nas namawiać, zanim więc wyruszyliśmy w drogę powrotną nacieszyliśmy oczy wystawiając jednocześnie twarz na promienie późnoletniego słońca. Aż żal było pakować plecak i ruszać w drogę powrotną, jednak dystans, który mieliśmy jeszcze do pokonania sprawił, że trzeba było ruszać w dół. Bez motywacji w postaci perspektywy zdobycia szczytu droga powrotna może okazać się nieco nużąca, nam jednak, zajętymi opowieściami i grami słownymi wymyślanymi przez Klarę, minęła całkiem szybko i miło.
Droga na Glinne na pewno nie należy do najłatwiejszych i najkrótszych wycieczek, warto jednak podjąć tę odrobinę wysiłku. Nie tylko z powodów typowo sportowych (przecież musimy zdobyć te wszystkie szczyty), ale też dla bardzo przyjemnych widoków, jakich doświadczyć możemy po drodze. No i spokoju, jest bowiem bardzo duża szansa, że towarzyszy w drodze na Glinne będziemy mieć bardzo niewielu, o ile nie żadnego. Dlatego też polecam tę wycieczkę wszystkim górskim rodzinkom o nieco większym doświadczeniu- mam nadzieję, że nie będziecie żałować.