Wygląda na to, że paska rowerowa wciągnęła nas na dobre. Do tego stopnia, że trasy blisko domu przestały nam wystarczać, zaczęliśmy myśleć więc o zakupie bagażnika na rowery. Po raz kolejny okazało się, że nasza ciężarowa Dacia przy naszym trybie życia była strzałem w dziesiątkę- tym razem ze względu na obecność haka holowniczego. Zawsze z lekkim niepokojem patrzyłam na samochody mknące po ulicach z rowerami przyczepionymi na dachu. moje obawy potwierdził zresztą sprzedawca, u którego wybieraliśmy bagażnik- dużo bezpieczniejsze są jednak te montowane na haku. Są też dużo wygodniejsze- taki bagażnik pasuje bowiem później do każdego kolejnego samochodu co w przypadku bagażników dachowych nie jest wcale takie oczywiste. Teraz musimy więc tylko zadbać o to by każdy nasz kolejny samochód był wyposażony w hak, co będzie o tyle proste, ze nie wyobrażam już teraz sobie posiadania zwykłej osobówki. Ale do brzegu, bo rozgadałam się trochę nie na temat. Bagażnik został kupiony- trzeba go więc było przetestować.
Szukając trasy na nasz pierwszy wypad zależało mi na tym aby mimo wszystko nie była to od razu bardzo daleka wyprawa, żeby można było coś ciekawego zobaczyć, no i żeby Klarka też miała frajdę z tej wycieczki. Padło na Dolinę Dłubni a raczej jej niewielki fragment, tak na rozgrzewkę. Trasę rozpoczęliśmy pod kościołem św. Mikołaja w Wysocicach. Jest tam niewielki parking, w niedzielę w okresie mszy może być jednak problem z wolnym miejscem. Nam udało się wstrzelić w okienko, mimo iż była właśnie niedziela. Z tego też względu nie zdecydowaliśmy się wchodzić do środka choć sam kościół podobno wart jest zobaczenia. Od przełomu XII i XIII w., kiedy powstał, do dnia dzisiejszego niewiele się zmienił i zachował swoją oryginalną postać.
Już na wspomnianym parkingu zauważyć można oznaczenia niebieskiego szlaku rowerowego, którym podążamy jadąc przez pola uprawne a następnie mijając cmentarz (tam również znajduje się parking, na którym można zostawić samochód, jeśli wcześnie będzie problem z miejscem). Jadąc dalej dojeżdżamy do Ściborzyc, gdzie skręcając w lewo trafiamy na drogę prowadzącą prosto do Imbramowic. Przyznać muszę, że oznaczenia trasy na tym odcinku mogłyby być częstsze, przez jakiś czas nie byliśmy bowiem pewni czy nie zgubiliśmy drogi, wkrótce jednak naszym oczom ukazał się dość okazały budynek klasztoru Sióstr Norbertanek- trasa okazała się więc być właściwa. Zanim skręciliśmy obejrzeć klasztor z bliska (zgodnie z oznakowanym szlakiem) pojechaliśmy jeszcze około kilometra dalej pod kościół Św. Benedykta Opata z XVIII w. Tam zrobiliśmy sobie krótki postój po czym wróciliśmy pod klasztor. Tuż za budynkami klasztornymi znajduje się niewielki plac idealnie przeznaczony na odpoczynek. Są ławeczki, zadaszona wiata i niewielki plac zabaw. Wszytko nowe i zadbane. Po wyjeździe z placu, na którym spędziliśmy oczywiście kilkanaście minut, znów postanowiliśmy odłączyć się od ścieżki rowerowej na niewielkim skrzyżowaniu skręcając z lewo, w wąską uliczkę ciągnącą się znów między polami. W Małyszycach, do którym wkrótce docieramy, zobaczyć możemy zabytkowy młyn, jeden z wielu, które kiedyś ciągnęły się wzdłuż Dłubni. Choć znajduje się na terenie prywatnym i nie można do niego podejść, jest bardzo dobrze widoczny z drogi. Wracając przez Ściborzyce do miejsca, z którego rozpoczęliśmy wycieczkę warto odwiedzić jeszcze prawdziwą perełkę tej wyprawy- źródło Jordan. Polecam posłużyć się nawigacją- wąską ścieżkę prowadzącą do źródła łatwo bowiem przeoczyć. Jordan to podobno jedno z najpiękniejszych źródeł na terenie Doliny Dłubni i faktycznie- robi wrażenie. W przejrzystej wodzie widać wyraźne pulsowanie, woda wydostaje się bowiem ze szczelin skalnych pod ciśnieniem. Źródło ma stałą, niską temperaturę, widać w niej zresztą pozostałości drewnianych konstrukcji pochodzącej z czasów, kiedy w wodzie przechowywano żywność. Źródło ma zresztą status pomnika przyrody nieożywionej. Na parking, na którym zostawiliśmy samochód wracamy tą samą drogą. Cały szlak rowerowy Doliny Dłubni ma 40 km i prowadzi z Trzyciąża prawie do Krakowa. Część, którą nam udało się przejechać stanowi świetną rozgrzewkę i wstęp do reszty trasy, w którą, mam nadzieję, uda nam się kiedyś wyruszyć.