Czupi na górskim szlaku- z Bystrej Śląskiej na Szyndzielnię i Kozią Górę

Jak wiadomo jesień to pora roku kiedy wyjątkowo chętnie udaje nam się wybrać w góry. Nie tylko krajobraz jest wówczas wyjątkowo urokliwy, ponieważ nie wyjeżdżamy na dalsze eskapady mamy także więcej czasu na krótkie, jednodniowe wypady. Nie inaczej było tym razem- korzystając z wolnego weekendu postanowiliśmy dołożyć dwa kolejne szczyty do Korony Beskidu Śląskiego i wdrapać się na Szyndzielnię i Kozią Górę.

Wprawdzie na obu z tych szczytów Klarka już była, nie były to jednak wyjścia samodzielne, a tylko takie zaliczamy do zdobywanej przez nas Korony. Niestety, do ostatniej chwili wycieczka stała pod znakiem zapytania ze względu na nie do końca optymistyczne prognozy pogody. Jak się jednak okazało w trakcie warto było zaryzykować i w sobotni poranek wyruszyć do Bystrej Śląskiej.

Idealnym miejscem do zostawienia samochodu jest bezpłatny parking pod miejscowym zajazdem „Źródło”, pod którym znajduje się węzeł górskich szlaków. W naszych planach była pętla prowadząca najpierw na Szyndzielnię, potem na Kozią Górę, głównie ze względu na plac zabaw usytuowany pod schroniskiem Stefanka, który dla Klary stanowił dodatkową motywację do wędrówki. Poza tym, póki sił więcej lepiej wspiąć się najwyżej jak można, a później praktycznie już tylko schodzić. Cała trasa to nieco ponad 11 km, prawi 700 m przewyższenia, więc trochę wspinania nas czekało.

Początek wycieczki to wędrówka szlakiem zielonym, który przez las prowadzi nas do Przełęczy Kołowrót. W okołodeszczowej aurze, która zastała nas w Bystrej, musieliśmy wprawdzie zmagać się z błotem na trasie, ponieważ jednak ścieżka szybko nabiera wysokości, trzeba było zdecydowanie bardziej skupić się na wspinaniu niż na przejściowych trudnościach. Na wysokości Przełęczy szlak naszej wędrówki zmienia kolor na żółty, który towarzyszy nam aż do schroniska na Szyndzielni, a następnie samego szczytu o tej samej nazwie. Wędrując na tym odcinku, zwłaszcza z dziećmi, uważać trzeba na rowerzystów, którzy zjeżdżając z góry potrafią osiągnąć naprawdę zacne prędkości. Po przejściu ostatniego odcinka, który w jesiennej atmosferze prezentował się wyjątkowo tajemniczo docieramy do schroniska na Szyndzielni, które jednak mijamy by w pierwszej kolejności dotrzeć na szczyt, który znajduje się kilkaset metrów dalej. W drodze powrotnej czeka nas obowiązkowa przerwa na rozgrzewającą herbatę z pięknym widokiem, który rozpościera się z tarasu schroniska. Dalsza część trasy to powrót do Przełęczy Kołowrót, skąd dalej kierujemy się się żółtym szlakiem, który doprowadza nas do Wiaty pod Kozią. Odcinek ten to bardzo przyjemny spacer bez trudności, w naszym przypadku tym przyjemniejszy, że pogoda diametralnie się zmieniła i zza chmur wyjrzało słońce, które towarzyszyło nam do końca wędrówki. Pod Kozią Górą zmieniamy kolor szlaku na niebieski, który doprowadza nas do schroniska Stefanka, gdzie Klara dostaje obiecaną chwilę dla siebie na placu zabawmy natomiast, z powodu przerwy w działalności kuchni jesteśmy zmuszeni przełożyć zaplanowany obiad na później. Nasze żołądki uratował jednak „Zajazd pod Źródłem”, do którego dotarliśmy wkrótce, zmierzając ostatnim odcinkiem zaplanowanego dzisiaj szlaku, tym razem w kolorze czerwonym. Jak to jednak mówią, nie ma tego złego…. zamówiony obiad okazał się bowiem bardzo smaczny, obsługa zaś miła i uczynna- bez proszenia dostaliśmy miskę wody dla towarzyszącego nam psiaka- mały gest a jednak zostawia dobre wrażenie. Po zaspokojeniu głodu pozostało nam tylko wsiąść w samochód i wrócić do domu, ciesząc się, że kolejne dwa szczyty Korony Beskidu Śląskiego zostały zdobyte, a wycieczka, mimo niepewnych prognoz, odbyła się w bardzo przyjemnych okolicznościach przyrody.

Zajrzyj do....

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *