Jesień dalej w pełnej krasie, a to oznacza, że staramy się jak najlepiej wykorzystać sprzyjającą aurę i zdobywamy kolejne szczyty Korony Beskidu Śląskiego. Tym razem do naszych zdobyczy dołożyliśmy kolejne trzy- Klimczok, Trzy Kopce i Magurę. Ta prosta na pozór wycieczka nie obyła się wprawdzie bez przygód, ale po kolei.
Na miejsce startu naszej wyprawy wybraliśmy Szczyrk, gdzie zostawiliśmy samochód w okolicy remontowanego aktualnie hotelu Orle Gniazdo. Stamtąd skierowaliśmy się prosto na szlak niebieski prowadzący w kierunku schroniska Klimczok. Nie był to nasz pierwszy raz tą trasą, wcześniejsze przejścia nie były jednak zupełnie samodzielne, musieliśmy więc powtórzyć ten wypad. Całość zaplanowanej na dzisiaj trasy to dystans ok. 10 km i ponad 600 m przewyższenia, nieco wędrowania więc nas czekało.
Szlak niebieski jest trasą całkiem przyjemną, mimo iż praktycznie cały czas trzeba wspinać się dość znacznie do góry. Chociaż szlak prowadzi zalesionym zbocze praktycznie cały czas podziwiać można coraz rozleglejsze widoki na Szczyrk i okoliczne szczyty, które umilają nam trochę wędrówkę. Po dotarciu na miejsce o nazwie Na Pięciu Drogach można zmienić kolor szlaku na zielony, my jednak zdecydowaliśmy się kontynuować naszą wycieczkę w towarzystwie koloru niebieskiego. Po dojściu na Siodło Pod Klimczokiem nie kierujemy się jednak w stronę schroniska, a zmieniamy kolor szlaku na czarny i ruszamy w kierunku szczytu Klimczoka. Ten ostatni etap to znowu ostrzejsze podejście w górę, za to znaki żółte, które doprowadzą nas na Trzy Kopce to już spokojny spacerek przez las. Same Trzy Kopce oznaczone są jedynie kartką papieru powieszoną na drzewie, ze szczytu rozciągają się jednak, może nie bardzo rozległe, ale urokliwe widoki. Po krótkim pikniku na drugim ze zdobytych dzisiaj szczytów wróciliśmy po własnych śladach na Siodło pod Klimczokiem by tym razem skierować się do schroniska na zasłużony odpoczynek. Mimo dość dużej ilości ludzi udało nam się znaleźć wolne miejsca, nieco rozprostować nogi, i oczywiście zjeść tradycyjny schroniskowy obiad. Na koniec oczywiście pieczątka do książeczki i w dalszą drogę, tym razem żółto- czerwonym szlakiem w kierunku Magury. Sam szczyt nie jest oznakowany, można jednak w jego znalezieniu wspomagać się jedną z górskich aplikacji. Sama droga prowadzi grzbietem góry nie nastręcza więc już żadnych dodatkowych trudności, co nie oznacza, że ta ostatnia część wędrówki obyła się bez przygód. Nie chcąc wracać po własnych śladach postanowiliśmy zejść ze szlaku i nieco na przełaj dostać się do zielonych oznaczeń, stok okazał się jednak tak zarośnięty, że skrót ten był naprawdę nie lada przeprawą. Czymże jednak byłaby porządna wycieczka bez dodatkowych atrakcji? Na szczęście największe trudności udało nam się w miarę sprawnie pokonać i po dojściu do szlaku zielonego kontynuowaliśmy naszą wyprawę do punktu Na Pięciu Drogach, skąd znaki niebieskie doprowadziły nas do miejsca pozostawienia samochodu. Ten ostatni fragment, ze względu na nachylenie terenu pokonaliśmy zresztą dosyć szybko, bez względu bowiem na pokonany wcześniej dystans schodzenie z góry zawsze dodaje Klarze skrzydeł na tyle, że niemal zbiega ze wzniesienia.
Podsumowując- kolejny jesienny dzień zaowocował kolejną ciekawą widokowo wycieczką i następnymi trzema szczytami Korony Beskidu Śląskiego. I chociaż naszą propozycję polecamy już nieco bardziej wprawionym dziecięcym piechurom (z wyjątkiem skrótu, który zdecydowanie lepiej sobie darować) warto pokusić się o jej wypróbowanie- choćby z ograniczeniem do samego Klimczoka. Gwarantujemy- nie będziecie żałować 🙂