Ponieważ zimy w dalszym ciągu u nas nie widać a Klarka tęskni za śniegiem, postanowiliśmy poszukać go w nieco wyższych partiach.Tak naprawdę to ja też stęskniłam się za górami a te w zimowej odsłonie mają w sobie coś wyjątkowego, nie zastanawiając się wiele zapakowaliśmy się w samochód i pojechaliśmy do … Szczyrku.
Zależało mi na wejściu nieco wyżej, gdzie śniegu na pewno będzie pod dostatkiem, nie chciałam też powielać tras na których już byliśmy, zdecydowałam się więc na Skrzyczne.Wykorzystując kolejkę linową jest to naprawdę bardzo przyjemna i łatwa wycieczka, dla osób bardziej wrażliwych problem stanowić może jedynie wjazd i zjazd kanapami, zwłaszcza z małym dzieckiem. Jeśli jednak Maciek dał radę, znaczy, że ograniczenia w naszej głowie naprawdę można pokonać…. a wrażenia z takiego wjazdu- niezapomniane. I o ile w sezonie letnim nie jestem szczególną fanką kolejek (nie po to idę w góry, żeby na nie wjeżdżać), o tyle zimą uważam je za świetne rozwiązanie. W życiu z Młodą nie doczłapalibyśmy się na nogach na taką wysokość a tak… było po prostu bajkowo. Tym bardziej, że nasza wyprawa przypadła na bardzo korzystne okno pogodowe…. Po kilku dniach silnego wiatru panował lekki mróz, mimo zachmurzenia słońce czasem gdzieś się przebijało a na szczycie panowała kompletna cisza. I te oblepione śniegiem drzewa prawie na wyciągnięcie ręki… Rozmarzyła się 🙂 Ale do brzegu, jak to się mówi…
Wjazd na Skrzyczne ze Szczyrku składa się z dwóch etapów, Szczyrk- Jaworzyna i Jaworzyna- Skrzyczne, konieczna jest więc jedna przesiadka.Koszt wjazdu turystycznego w dwie strony to 50 PLN dla osoby dorosłej, 40 PLN dla młodzieży i seniorów oraz 30 PLN dla dzieci powyżej 6 lat (młodsze maluchy wjeżdżają za darmo). Kanapy są naprawdę duże i wygodne, przez stację przejeżdżają n tyle wolno, że zapakowanie się z dwulatkiem i plecakiem do którego przymocowane są sanki nie stanowi żadnego problemu. Jeśli już jesteśmy przy sankach to na tego typu wyprawy polecam najprostsze, małe i plastikowe. My właśnie takie wzięliśmy, bez żadnych udziwnień w postaci hamulców czy innych wynalazków, zakupione w Carrefourze za 25 zł. W momencie, kiedy ich nie używaliśmy przywiązywaliśmy je właśnie do plecaka i po problemie. Do tego na dłuższe trasy polecam śpiworek- w trakcie jazdy dziecko jednak się nie rusza, poza tym poza warstwą plastiku przyda się jakaś dodatkowa izolacja od zimnego śniegu.
Wracając jednak do samej wycieczki- po kilkunastu minutach docieramy na szczyt, gdzie oprócz wielu narciarzy znaleźć można także schronisko, my jednak tym razem zrezygnowaliśmy z wizyty było bowiem bardzo oblegane. Cel naszej wędrówki znajdował się zresztą nieco dalej, odbezpieczyliśmy więc sanki i wyruszyliśmy w kierunku Małego Skrzycznego. Trasę tę polecam wszystkim wielbicielom sanek. 1,5 km długości, według mapy czas przejścia to 30 min (oczywiście pamiętać należy, że czasy te podawane są w odniesieniu do warunków letnich). Do tego niewielka różnica wzniesień i przy dobrej widoczności naprawdę piękne widoki, z Tatrami włącznie. Na Małym Skrzycznem przerwa na zabawę na śniegu i powrót tą samą trasą- trochę na sankach, trochę na nóżkach, w zależności od chęci. I zjazd kolejką na dół. Jedyne o czym trzeba pamiętać to ograniczenia w kursowaniu kolejki, która akurat 30 stycznia, kiedy miała miejsce nasza wycieczka kończyła zjazdy o godz. 15.00. My mieliśmy jednak spokojnie godzinę zapasu, chociaż wcale się nie spieszyliśmy. Było natomiast tak fajnie, że do następnej zimowej wyprawy już nam spieszno.
P.S. Przy dolnej stacji kolejki znajduje się też kilka parkingów dlatego nie radzę, dla zaoszczędzenia kilku złotych, upychać samochodu przy głównej drodze. Tym bardziej, że bywa tam naprawdę ciasno.
Schronisko PTTK Skrzyczne – Małe Skrzyczne
Schronisko PTTK Skrzyczne -> Małe Skrzyczne (szlak zielony)
dystans: 1,7 km
suma podejść: 20 m
suma zejść: 66 m
czas przejścia wg mapy: 30 min (nam przejście w obie strony zajęło 1h 23 min)