Po wielu wyprawach samochodowych, tych bliższych i tych dalszych, przyszła pora na pierwszy lot Czupi samolotem. Mimo, iż starałam się przygotować do tej podróży jak najlepiej, nie ukrywam, że byłam pełna obaw. Jak moje energiczne dziecko da radę ponad dwie godziny wysiedzieć u mamy na kolanach? Czy zmiany ciśnienia nie będą jej zbyt mocno dokuczać? Starałam się jednak myśleć pozytywnie i jak się okazało, było to najlepsze wyjście. Ogrom wrażeń i nowych rzeczy dookoła zajął ją tak bardzo, że nawet przygotowane zabawki okazały się zbędne. Codzienna drzemka została natomiast skrócona do 15 minut, Młoda padła bowiem dopiero podczas podchodzenia do lądowania. Jeśli jednak tak mają wyglądać loty z małym dzieckiem, to mogę latać codziennie 🙂 Wiem, że dzieci bywają różne a mnie trafił się wyjątkowo bezproblemowy egzemplarz, jednak wszystkim , którzy wahają się czy taka wyprawa w ogóle ma sens, radzę- spróbujcie. Nie będziecie wiedzieć, dopóki sami tego nie przeżyjecie. Jest natomiast bardzo duże prawdopodobieństwo, że będziecie przyjemnie rozczarowani. Ja natomiast już zaczynam myśleć o naszych kolejnych wojażach. Tak więc uważaj Europo- Gibscy nadchodzą! 🙂
Zanim to jednak nastąpi zapraszam na wpisy, które pojawią się wkrótce a w nich- nasze wrażenia z tygodnia spędzonego w Atenach.
P. S. Droga powrotna również minęła bez większych problemów, choć Klarka obudzona dość wcześnie, była trochę bardziej drażliwa i szybciej wszystko ją nudziło. Sprawy nie ułatwiał także nasz sąsiad z przodu, który dobitnie dawał nam do zrozumienia, że nasze wiercące się dziecko potwornie mu przeszkadza. I choć naprawdę nie należę do matek, które uważają, że z powodu faktu posiadania małego dziecka wszystko im się należy, byłabym wdzięczna za odrobinę empatii. Tym bardziej, że trącanie fotela i stukanie w rozkładany stolik, to naprawdę nie jest najbardziej uciążliwe zachowanie, jakie może zafundować w samolocie 1,5 roczne dziecko.