Bratysława – miasto, w którym przysłowiowy „PRL”, albo wprost CSRS miesza się ze współczesną Unią Europejską. Bardzo się miesza. Słowacy wygrzebują się z komuny chyba wolniej niż my, ale za to mają EURO – walutę, której im zazdroszczę. Moje obserwacje dotyczą szeroko pojętej infrastruktury, tej, za którą odpowiada państwo. Prywatna inicjatywa zaś, raźno dogania i często osiąga porządny poziom zachodniej (tak przez wielu nielubianej), liberalnej demokracji.
Ale, ale …, miało być o żarciu, a ja tu jakąś wrażą publicystykę uprawiam. Oczywiście, „starbaksy”, „makdonaldsy” i wszelakie inne sieciówki mają się tu świetnie. Nie oto jednak przecież chodzi w „podróżowaniu poznawczym”, że ukuję nowy termin naukowy. My lubimy poszukać niszy, czegoś poza głównym szlakiem, knajpki, w której można skosztować lokalnych smaczków. Jasne, nie szukamy w ciemno. Od czego jest niezawodny Trip Advisor? (Dotąd nas nie zawiódł). Tym razem zaprowadził nas na ulicę Obchodną 62, do Slovak pub .
Słowo „pub” należy odczytywań nie jako pijalnię piwa, ale po prostu karczmę. I tak to wygląda w środku. Drewniane ławy i szwejkowskie klimaty. Wewnątrz pachnie smacznym jedzeniem, soki trawienne zaczynają szybciej krążyć i to uczucie wielkiej wdzięczności dla naszej pani przewodniczki – Marty. Bez niej nie trafilibyśmy tu nawet przez przypadek. Z ulicy budynek niczym nie zwraca uwagi. Poza tym knajpa jest na piętrze, więc bez wcześniejszej determinacji rodzina z dzieciakiem w wózku nawet nie skręciłaby w bramę. I ta satysfakcja, która ulega podwojeniu po zjedzonym pysznym obiedzie: „a ja tu wlazłem, wtargałem spacerówkę i teraz jestem spełniony”.
Dania oczywiście swojskie (w sensie typowo słowackie), które wielu na pewno są znane, ale podane bez ściemy, ze świeżych produktów, dosłownie tak, jakby Gesslerowa wyszła stąd dzień wcześniej. Slovak Pub reklamuje się jako karczma z pierwszej trzydziestki europejskiego rankingu. Zasługują. A jedliśmy
1. Kluseczki (zacierki) z bryndzą.
2. Pierogi z jagodami (prosto z lasu).
3. Knedle z mięsem + zabójcze połączenie szczodro nałożonej śmietany i kwaśnej kapusty.
Do tego oczywiście lemoniada i pyszne słowackie piwo.
Kończę, bo ślina kapie mi na klawiaturę.
Mniam.