Dzisiaj zapraszam na relację z kolejnej, bardzo przyjemnej i łatwej trasy w Alpach Julijskich, idealnej na rodzinne wycieczki. Z małym bonusem dla wszystkich wielbicieli sportów zimowych a w szczególności skoków narciarskich. Zabieramy Was bowiem do schroniska w Dolinie Tamar, start wycieczki-skocznia, a raczej skocznie w Planicy.
Wyruszamy oczywiście z samego rana i kierujemy się w stronę Kranjskiej Gory, która w sezonie zimowym jest znanym narciarskim kurortem. Nie zatrzymujemy się tam jednak a jedziemy dalej w kierunku Planicy, a dokładnie Nordic Centre Planica. Z trafieniem na miejsce nie ma żadnego problemu (Słowenia ma naprawdę dobrze zorganizowany system oznaczeń drogowych), podobnie jak z parkingiem- miejsc do zostawienia samochodu jest naprawdę sporo, koszt parkowania to 2,5 euro za cały dzień. Na skoczniach, które w sezonie letnim pokryte są igielitem (z wyjątkiem tej największej, mamuciej) często odbywają się treningi, warto więc zatrzymać się chwilę i zobaczyć jak adepci skoków doskonalą swoje umiejętności. Ewentualnie po prostu zerknąć na jedną z największych skoczni świata i uświadomić sobie ile odwagi wymaga zjazd w dół. Dla tych, którzy chcieliby się przekonać o tym bardziej namacalnie- z belki startowej można zjechać tyrolką, która zatrzymuje się po drugiej stronie skoczni, praktycznie na parkingu. Zdecydowanie nie na moje nerwy, widziałam jednak, że chętnych nie brakuje.
Po krótkim postoju pod skocznią ruszamy już na właściwy szlak a naszym celem jest Dom v Tamarju, czyli schronisko w Dolinie Tamar. Trasa jest naprawdę super przyjemna, przyjazna niemal dla każdego a widoki- zapierają dech w piersiach. W jedną stronę szlak ma długość 4 km i chociaż przez cały czas łagodnie podchodzi pod górę, jest to niemal nieodczuwalne (ja z różnicy wysokości zdałam sobie sprawę dopiero przy schodzeniu, wcześniej byłam przekonana, że cały czas wędrujemy po prostej drodze :)). W trakcie naszej wędrówki maszerujemy dnem doliny podziwiając sięgające chmur szczyty Alp Julijskich, takie jak Jalovec czy Slemenova Spica. Odnośnie tej ostatniej, widząc ją z perspektywy doliny właśnie wolałam nie mówić, że za kilka dni planuję zabrać tam moją górską rodzinkę- obawiam się, że przynajmniej część z nich mogłaby nie być do końca zadowolona 🙂 Mówiąc o szczytach warto wspomnieć jeszcze o pewnej ciekawej konstrukcji, której nie widziałam jeszcze w żadnych górach a która nawet mniej obeznanym piechurom pozwala rozpoznać otaczające nas wzniesienia. Są to po prostu pnie z otworami nawierconymi w taki sposób by patrząc przez nie, jak w lunecie, oglądać konkretny szczyt, którego nazwa zawsze znajduje się na tabliczce poniżej. Genialne w swej prostocie, na nas zrobiło jednak bardzo pozytywne wrażenie. Podobnie jak schronisko, w którym odpoczęliśmy, wypiliśmy zimną lemoniadę (która chyba zostanie obwołana tegorocznym napojem wakacji) i zjedliśmy tradycyjne, słoweńskie struklji, czyli rodzaj zrolowanych pierogów, które najbardziej przypominają chyba zwiniętego naleśnika pokrojonego w talarki. Nadziewane jagodami, orzechami czy serem…. Podawane z bułką tartą podsmażaną na masełku- naprawdę smaczne. Po posiłku, zanim zdecydowaliśmy się na powrót, postanowiliśmy zobaczyć z bliska jeszcze wodospad Nadiza, który widziany z oddali, z okolic schroniska, zrobił na nas duże wrażenie. Nie udało nam się wprawdzie dostać na samą górę, ścieżka jest bowiem dość stroma, ponadto znajdują się przy niej ostrzeżenia odradzające wchodzenie bez kasku, niemniej jednak warto było dołożyć te kilkaset metrów by podziwiać kaskady wody spadające z 10 metrowego urwiska. No i powrzucać kamyki do rzeki Sava Dolinka, której źródłem jest właśnie wspomniany wodospad. Po chwili zabawy wróciliśmy na główny szlak i po swoich śladach zawędrowaliśmy do samochodu.
Wycieczka ta, a właściwie spacer dolinką o trudności porównywalnej do wędrówki Doliną Kościeliską po raz kolejny podczas tego wakacyjnego wypadu zaspokoił mój apetyt na górskie widoki. Nikt nie powiedział bowiem, że musi być wysoko i trudno żeby było pięknie. Alpy zaś szczególnie potrafią zachwycać z poziomu ich podnóży, i nas tego lata tak właśnie zachwyciły wielokrotnie.