Wiem, że ostatnio bardzo zaniedbałam bloga i po raz kolejny muszę się tłumaczyć i przepraszać, ale ostatnio jakoś wiele innych spraw zaprzątało moją głowę. Zanim przejdę jednak do opisywania jednej z nich, czyli naszej wakacyjnej wyprawy do Chorwacji, winna jestem Wam opis jeszcze jednej górskiej wycieczki do wyjątkowej Chatki Studenckiej pod Potrójną.
Wyprawę najwygodniej jest rozpocząć pod hotelem Kocierz, nieopodal Andrychowa, zostawiając samochód na parkingu pod tamtejszym aquaparkiem. Tuż obok, na skraju lasu, trafiamy na czerwony szlak, który zaprowadzi nas na szczyt Potrójnej, skąd do celu naszej wycieczki będzie już całkiem niedaleko. W miejscu wejścia do lasu nie ma jednak żadnej tabliczki (znajdują się nieco wcześniej, pod samym hotelem), co może wzbudzić niepewność co do wyboru właściwego szlaku. U nas było podobnie, tym bardziej, że sytuacje utrudniała dość gęsta tego dnia mgła, jak się jednak okazało, wybór kierunku wędrowania okazał się trafny.
Cały szlak, który w większości wiedzie lasem, nie ma się więc co spodziewać zapierających dech widoków, prowadzi najpierw na Przełęcz Kocierską. W miejscu, w którym krzyżuje się on z asfaltową drogą łączącą Andrychów z Żywcem zachować należy szczególną ostrożność, widoczność jest tam bowiem bardzo ograniczona i w najmniej spodziewanym momencie możemy zostać zaskoczeni przez wypadający zza zakrętu samochód. Szlak nie jest bardzo wymagający, jeśli jednak wybieramy się z mały dzieckiem jedyną opcją jest wniesienie go na własnych plecach, o wózku, ze względu na ukształtowanie terenu możemy bowiem zapomnieć. Po nieco więcej niż godzinie marszu docieramy na szczyt Potrójnej, skąd wreszcie podziwiać możemy roztaczające się wokół widoki na Beskidy, a przy dobrej widoczności, podobno także i na Tatry. By dotrzeć do celu naszej wędrówki kierujemy się jednak dalej, i za znakami żółtymi, zaczynamy powoli schodzić ze szczytu. Po drodze mijamy znajdującą się na Przełęczy Zakocierkiej mogiłę z metalowym krzyżem oraz charakterystyczną skałę zwaną Zbójeckim Oknem. Jeszcze 10- 15 min marszu i docieramy do…. końca świata. Ukryte w lesie schronisko sprawia wrażenie, jakby czas się w nim zatrzymał i choć zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim przypadnie do gustu, zdecydowanie ma swój niepowtarzalny górski klimat. Nie jest to na pewno miejsce dla osób, które nawet w trakcie górskiego wędrowania oczekują wygody i komfortu, ale jeśli ktoś chce odpocząć od cywilizacji i zasięgu telefonii komórkowej, zdecydowanie polecam. Nawet jeśli nie na nocleg, to warto tu zaglądnąć by wypić herbatę i wchłonąć nieco atmosfery tego wyjątkowego miejsca.
Powrót tą samą trasą, która w naszym przypadku była o wiele przyjemniejsza nie tylko dlatego, że prowadziła w dół, ale również z powodu pogody, która wreszcie postanowiła się poprawić. Tak więc mieliśmy okazję nie tylko zobaczyć trochę więcej, ale także skorzystać z promieni majowych promieni słońca.