Idąc za ciosem, po ostatniej wizycie w Ojcowskim Parku Narodowym, postanowiliśmy połazić nieco po innych okolicznych terenach, czyli podkrakowskich dolinkach. Na pierwszy ogień poszła Dolina Kobylańska. Po pierwsze- bo malowniczo, po drugie- płynący przez całą długość doliny strumyk stanowi dodatkową atrakcję dla małych turystów. My zaczęliśmy naszą wędrówkę od strony Kobylan gdzie na specjalnie przygotowanych miejscach parkingowych można zostawić samochód. Dla najmłodszych adeptów wspinania przygotowany jest także mały, linowy plac zabaw gdzie jeszcze przed wycieczką dzieciaki mogą wybiegać nieco energii. Aby dojść do najbardziej malowniczego zakątka doliny schodzimy lasem dość stromo w dół aż naszym oczom ukażą się skałki a na nich, przy ładnej pogodzie, tłumy wspinaczy. Po prawej stronie, wysoko w skale, znajduje się kapliczka do której można dotrzeć po kamiennych schodkach…. Po zejściu w dół pozostaje nam już tylko wędrowanie przed siebie i cieszenie się kontaktem z naturą. Im głębiej w dolinę tym las bardziej przybliża się do szlaku, skały chowają się między drzewami, robi się trochę bardziej mrocznie i tajemniczo. Ścieżkę co jakiś czas przecina potok zmuszając do odrobiny gimnastyki, zwłaszcza po deszczu, kiedy poziom wody się podnosi. Przy odpowiednim, wodoodpornym obuwiu jest to jednak tylko dodatkowa atrakcja, zawsze fajnie przecież zrobić „plum” patykiem, kamieniem czy obserwować trasę przemierzaną przez łódkę zrobioną z liścia. Przez znaczną długość dolinki przy ścieżce postawione są także ławki i kosze na śmieci, podstawowa infrastruktura piknikowa więc jest.
Idąc cały czas wzdłuż ścieżki możemy dotrzeć do Będkowic, ponieważ my jednak musieliśmy wrócić do samochodu doszliśmy tylko do rozwidlenia dróg i w momencie, w którym ścieżka odbija do Będkowic właśnie, zawróciliśmy i tą samą trasą udaliśmy się na parking. Całą trasę oceniamy jako bardzo przyjemną wycieczkę dla każdego na niedzielne, wolne przedpołudnie.