Nasza ostatnia słoweńska wycieczka to trochę spontan, którego nie było w przygotowanej przeze mnie przed wyjazdem rozpisce. Doszliśmy jednak do wniosku, że wyższe góry na końcu już odpuszczamy i po raz kolejny ruszamy w dolinę. Zahaczając na początek o malowniczy wodospad Pericnik.
Wodospad Pericnik to jeden z najwyższych wodospadów Słowenii. Składa się z dwóch części, pierwsza z nich mierzy 16 m, znacznie większe wrażenie robi jednak ta 52- metrowa. Wyjątkowość tego wodospadu polega także na tym, że można obejść go dookoła w ten sposób, że znajdziemy się za spadającym słupem wody. Należy jednak uważać, ścieżka jest bowiem wąska i śliska. Aby dostać się do wodospadu należy kierować się na Mojstranę a następnie w kierunku Doliny Vrata. Praktycznie pod samym, 15- minutowym szlakiem pod sam Pericnik można zostawić samochód pod restauracją Koca na Pericniku. Mimo informacji, że parking jest płatny a opłaty za niego uiścić należy w lokalu, zarówno kiedy przyjechaliśmy, jak i po naszej wycieczce restauracja była zamknięta, parkowaliśmy więc za darmo. W pierwszej kolejności udaliśmy się a punkt widokowy, który nie prowadzi jednak aż od sam wodospad, dopiero później, kolejną ścieżką dochodzi się aż pod sam strumień wody. Wodospad faktycznie robi wrażenie, najbardziej chyba swoją bliskością, my jednak nie zdecydowaliśmy się podchodzić aż za wodną kaskadę. Wystarczyło nam delektowanie się pięknem i potęgą spadających mas wody z miejsca na szlaku. Sama wizyta pod wodospadem to było jednak dla nas zdecydowanie za mało, dlatego po powrocie na parking ruszyliśmy dalej obierając za swój cel schronisko Alzajev Dom. Do samego schroniska, znajdującego się pod ścianą Triglavu dojechać można wprawdzie samochodem, jest to jednak zdecydowanie nie w naszym stylu. Postanowiliśmy więc całą drogę przebyć pieszo wspinając się wzdłuż dość stromo pnącej się w górę drogi asfaltowej. Trasa prowadzi cały czas lasem na widoki nie możemy więc liczyć, gdy jednak docieramy do samego schroniska sytuacja zdecydowanie się zmienia. Swój początek mają tu bowiem nie tylko szlaki w wyższe partie Alp Julijskich, podziwiać możemy w pełnej krasie także najwyższy szczyt Słowenii, czyli Triglav. Po odpoczynku i posileniu się po raz kolejny tradycyjnymi słoweńskimi strukli wracamy do samochodu. W drodze powrotnej proponuję jednak nie trzymać się bardzo dokładnie poprzedniej trasy a zboczyć nieco na równoległą drogę prowadzącą do punktu widokowego i przepięknej skalnej galerii. Przechodząca tamtędy ścieżka prowadzi nas tuż pod okazałą skałą wymywaną przez setki lat przez wodę, z której w dalszym ciągu sączą się drobne, wodne kropelki. Podążając za oznakowaniami trafimy tam bez problemu, podobnie będzie z powrotem, szlak bowiem łączy się w końcu z główną drogą prowadzącą do schroniska, która z kolei prowadzi nas prosto na parking. A stamtąd już prosta droga powrotna na kemping.
Wizyta w Dolinie Vrata była naszą ostatnią słoweńską wycieczką. Ostatni dzień pobytu przeznaczyliśmy na relaks i spokojne pakowanie. A jak zapamiętamy cały wyjazd? Słowenia po prostu nas oczarowała. Nie mam w zwyczaju myśleć o powrotach do miejsc, w których już byłam, trochę szkoda mi na to życia, w przypadku Słowenii jednak nie umiem tego wykluczyć. to niesamowite, że w kraju o tak małej powierzchni znaleźć możemy wszystko- góry, rzeki, jeziora a nawet morze. Słoweńcy mają prawdziwe szczęści. My natomiast korzystajmy, choćby podczas krótkiej podróży- odwiedzenie Słowenii polecać będę każdemu, każdy bowiem, jestem tego pewna, znajdzie tam coś, co go zachwyci.