Tak jak zapowiadałam jakiś czas temu ruszamy z naszym nowym górskim projektem- zaczynamy zdobywać Korony Polskich Gór. To prawda, że kilka szczytów na koncie już mamy, od teraz jednak dokumentujemy nasze wyprawy jako pełnoprawne członkinie (na razie tylko my dwie) Klubu Zdobywców Koron Górskich Rzeczypospolitej Polskiej. Książeczki są, odznaki klubowe dotarły- można zaczynać.
Po krótkim zastanowieniu doszłam do wniosku, że zaczniemy od Beskidu Śląskiego- znamy, lubimy, no i mamy stosunkowo blisko. Jest to o tyle ważne, że póki co nasze górskie wędrówki to jedynie wycieczki jednodniowe, choć marzy mi się pokazanie Klarce górskiego wędrowania połączonego z nocowaniem w schronisku. Mam nadzieję, że sytuacja epidemiczna pozwoli zrealizować ten plan w niedługim czasie. Na razie jednak plany zostawiam na przyszłość a nam zorganizowałam wycieczkę na Tuł, a dokładnie mówiąc w jego okolice.
Tuł jest najniższym ( 621 m n. p. m.) szczytem należącym do Korony Beskidu Śląskiego, stosunkowo również mało znanym. W jego okolicy przeprowadzony jest spacerowy „Szlak Cisownicki” o długości 10 km i choć nie prowadzi on na sam wierzchołek góry to właśnie nim zdecydowaliśmy się podążać. Szlak rozpoczyna swój bieg pod Świetlicą Gminną w Cisownicy (tuż obok budynku OSP), jeśli jednak jesteśmy własnym samochodem polecam zostawić go na parkingu pod szkołą, dosłownie 100 m dalej. My nasze krążowniki szos zaparkowaliśmy pod budynkiem plebanii ewangelickiej, o miejscu pod szkołą bowiem nie wiedzieliśmy. Podkreślam słowo plebanii, ponieważ dosłownie naprzeciwko, w okolicy kościoła, miejsca parkingowe opatrzone są tabliczką informującą o własności prywatnej parafii i zakazie parkowania.
Dlaczego wybierając miejsce na wycieczkę w pierwszej kolejności zdecydowałam się właśnie na Tuł? Powoli nadszedł u nas czas żegnania się z nosidłem, chciałam więc sprawdzić jak długą trasę Klara jest w stanie przejść samodzielnie. Zależało mi jednak na początek aby trudności i różnice wzniesień nie były zbyt duże- stąd wybór padł na najniższy ze szczytów. Czytałam także, że trasa ta jest naprawdę warta zobaczenia ze względu na piękne widoki. O tym niestety nie dane było nam się przekonać tym razem bowiem pogoda nie dopisała- było mgliście a przez chwilę nawet deszczowo. Trasa jednak nas nie zawiodła. Mogłoby się wydawać, że szlak tak prosty może być jednocześnie nudny- jednak nic bardziej mylnego. Do przebycia czekało nas błoto, przedzieranie się przez korzenie i przewrócone drzewa a nawet przejście przez środek gospodarstwa. I wszystko byłoby super gdyby ścieżka była nieco staranniej oznakowana, zwłaszcza na skrzyżowaniach. My musieliśmy kilkakrotnie ratować się nawigacją a i tak samą końcówkę trasy przeszliśmy poza szlakiem. Niemniej bardzo polecamy wszystkim tym, którzy lubią przygody na trasie jednak nie przepadają za dużymi różnicami wysokości. Mnie samą kusi, aby wrócić tam w przyszłości przy lepszej widoczności. Jeśli natomiast interesuje Was bardzo dokładna relacja ze szczegółowym opisem szlaku polecam zajrzeć tutaj.
Szlak Cisownicki
dystans: 9,2 km
suma podejść: 272 m
suma zejść: 270 m
czas przejścia: 3 h 36 min (z uwzględnieniem przerw)