Naszą wizytę w Alpach Julijskich postanowiliśmy zacząć na spokojnie, od najbardziej chyba jednocześnie charakterystycznego miejsca w całej Słowenii a więc od Jeziora Bled. Blejski Otok, czyli wysepkę z uroczym kościółkiem znajdującą się właśnie na środku jeziora zobaczyć możemy na większości przewodników po tym kraju. Wyspę jednak, na którą dostać się możemy tylko drogą wodną zostawiliśmy sobie na inny dzień, dzisiaj postanowiliśmy zapoznać się z samym otoczeniem akwenu.
Zwiedzając miasteczko w sezonie letnim warto rozpocząć wycieczkę we wczesnych godzinach porannych, miejsc do zaparkowania nad samym jeziorem nie ma bowiem wcale tak wiele. My ze swej strony polecamy parking nieopodal wejścia na kemping Bled, gdzie ok. 8.30 byliśmy chyba trzecim czy czwartym parkującym samochodem. Nie jest to może opcja bardzo budżetowa, za godzinę parkowania trzeba bowiem zapłacić 3 euro (płatne w automacie), ciężko jednak znaleźć bardziej korzystną opcję. Tuż przy parkingu swój początek ma także szlak na pierwszą przewidzianą tego dnia atrakcję, czyli wzgórze Ojstrica. Szczyt ten, o wysokości zaledwie 611 m n. p. m. jest chyba najbardziej charakterystycznym punktem widokowym na jezioro. Któż nie widział bowiem zdjęcia z kultową ławką i widokiem na błękitną taflę w dole. Mimo swojego komercyjnego charakteru uważam, że naprawdę warto się tam wdrapać, widoki bowiem, nie tylko na jezioro, ale także na górujące nad nim w oddali szczyty są wprost bajeczne. Tym bardziej, że to jedynie 20 min spaceru po dość dobrze oznaczonym szlaku.
Po powrocie na dół postanowiliśmy kontynuować naszą wycieczkę wzdłuż zbiornika. Wokół jeziora prowadzi bowiem ścieżka długości ok. 6 km, która idealnie nadaje się na przechadzkę. Po drodze można przysiąść w mijanych kawiarenkach lub po prostu pogapić się na piękną, błękitna taflę. Nad wodą zlokalizowane są także dwie plaże, my jednak w kwestii kąpieli ograniczaliśmy się do naszego kempingowego kąpieliska, na temat pływania w Bledzie nie mogę się więc wypowiedzieć.
Mniej więcej w połowie drogi proponuję zajrzeć także na Bledzki Zamek, który majestatycznie góruje nad powierzchnią jeziora. Jest to najstarszy zamek w Słowenii, jego powstanie datuje się na początek XI w. Obecnie znajduje się tam muzeum, restauracja, kawiarnia i sklepik z pamiątkami. Wstęp na teren zamku kosztuje 13 euro, warto jednak wstąpić, choćby dla oszałamiających widoków, mimo iż aby wdrapać się na górę konieczne jest pokonanie kilkuset schodów. Dla tych wszystkich, którzy nie są w stanie zdobyć się na taką wspinaczkę pod zamek prowadzi także droga asfaltowa, samochód na parkingu można jednak zostawić jedynie na okres 2 godzin. Jest to jednak wystarczający czas by zwiedzić dostępne wystawy oraz zjeść tradycyjną bledzką kremówkę w kawiarni z widokiem na jezioro. My jednak, jak to my, w górę i w dół udaliśmy się schodami by po zwiedzeniu zamku ruszyć w dalszą drogę. Ścieżka prowadzi nas czasem asfaltem, czasem zamienia się w szutrową drogę, raz bliżej, raz dalej tafli jeziora. Nudy więc nie ma. No może trochę, jeśli jest się z 4- latkiem, który nie przepada za spacerami bez różnicy poziomów, do tego w temperaturze oscylującej w okolicach 30 stopni Celsjusza, najmłodszy członek wycieczki dzielnie dał jednak radę. Ty bardziej, że na kempingu czekało obiecane pluskanie się w rzece. I to jest chyba właśnie nasz patent na podróże z dzieckiem- staramy się uwzględnić preferencje wszystkich. Jeśli przedpołudnie spędzamy na zwiedzaniu skrojonym bardziej dla rodziców, po południu musi być plac zabaw lub inna atrakcja typowo dla Młodej. Czasem też decydujemy się poświęcić cały dzień na miejsce typowo dziecięce, do którego sami nigdy byśmy nie zawitali. Grunt, żeby wszyscy byli zadowoleni, wtedy i konfliktów i marudzenia jest znacznie mniej. Tyle dygresji i tyle również jeśli chodzi o spacer nad Bledem- fajną, niezbyt trudną wycieczkę w sam raz na rozgrzewkę. Kolejny wpis będzie już nieco bardziej górski, ale o tym następnym razem.