Tak, to prawda- w poniedziałek Czupi skończyła trzy miesiące, co oznacza, że jest już z nami pełny kwartał, czyli aż jedną czwartą roku a ja… nawet nie wiem, kiedy ten czas upłynął. Doszłam jednak do wniosku, że czas na krótkie podsumowanie i podzielenie się tym, jak czuję się jako mama trzymiesięcznej panny 👧 A więc do dzieła:
➯ Pierwsze, co przyszło mi na myśl, kiedy zaczęłam zastanawiać się nad tym minionym czasem to fakt, że nie bardzo mogę skonfrontować z rzeczywistością moje wyobrażenia, na temat tego, jakie chciałam, żeby było, a jakie faktycznie jest moje dziecko. Będąc w ciąży kilka rzeczy na pewno planowałam i obmyślałam, ale w tych wyobrażeniach jakoś nie pojawiał się charakter tej małej istotki. A jaka jest? Pogodna, kontaktowa, wprawdzie prawie w ogóle nie potrzebuje snu w ciągu dnia, ale za to od samego początku przesypia całe noce (oczywiście z przerwą na karmienie, ale taka pobudka nie zasługuje nawet na nazwanie jej pobudką). Naszymi jedynymi problemami są wciąż męczące nas czasami kolki, ale pocieszam się, że i to wkrótce minie. Choć przebywania z marudzącym dziesięć godzin, lub co gorsza, drącym się przez godzinę niemowlakiem, nie polecam nikomu. No, może największemu wrogowi 😉
➯ To, z czego z całą pewnością jestem naprawdę dumna, i co było jedną z tych niewielu rzeczy, które sobie planowałam jeszcze przed urodzeniem Czupurka, to jej „mobilność”. Mała była już w tylu miejscach i doświadczyła tylu różnych wrażeń, że teraz żadna wyprawa już nam nie straszna. A w planach trochę ich jeszcze jest, nawet na najbliższy czas,szczegółami podzielę się jednak dopiero, kiedy plany wypalą. Tak więc oby zima przez trochę jeszcze do nas nie zawitała… Podobnie jak bura i deszczowa jesień…
➯I na koniec coś, czego dowiedziałam się dopiero, kiedy zostałam mamą i myślę, że w żadnym innym przypadku nie posiadłabym tej tajemnej wiedzy- prowadzenie domu to naprawdę ciężka praca wymagająca duuuużo wolnego czasu. W życiu bym nie pomyślała, że z małym dzieckiem będę sprzątać łazienkę przez trzy dni, tańczyć i śpiewać gotując obiad czy wstawać o piątej tylko dlatego, żeby w spokoju napić się gorącej kawy 😄 Okazało się, że ilość czasu, jaką mogę poświęcić na aktywności nie związane z dzieckiem jest zaskakująco mała. I nie chodzi mi nawet o brak czasu dla siebie, za tym jakoś szczególnie nie tęsknię (no dobrze, może chciałabym skończyć rozpoczętą książkę wcześniej niż w przyszłym tysiącleciu 😉 ), tylko o fakt, że nie jestem się w stanie wyrobić z rzeczami, których ogarnięcie wcześniej nie sprawiało mi żadnego problemu. Sprawa jest tym poważniejsza, że zamiast odpuścić wkurzam się na siebie, że znowu z czymś nie zdążyłam, że przecież jeśli cały dzień jestem w domu to powinnam jakoś go ogarniać,a tu syf wokół rośnie i nie zapowiada się, żebym w najbliższym czasie mogła przeprowadzić gruntowne sprzątanie. Wiem, psychol ze mnie, ale jakaś dziwnie głęboko zakorzeniona obowiązkowość jest silniejsza od zdrowego rozsądku 😋
Na razie to tyle, jeśli chodzi o moje przemyślenia. Z niecierpliwością czekam na to, co przyniosą kolejne miesiące, ponieważ…. macierzyństwo to jednak najbardziej fascynująca przygoda życia 💗