Po zdecydowanie zbyt długim, jak dla nas, kiszeniu się w domu, udało nam się wreszcie zsynchronizować w ciągu jednej doby dwie rzeczy- ładną pogodę i wolny dzień 👍. Nie mogłam więc nie skorzystać z sytuacji i wyciągnęłam moją rodzinkę na wypad w Beskid Mały 😉, na spotkanie Mamy w góry! 2. To sympatyczne wydarzenie zostało zorganizowane przez Górska Mama, której blog zresztą serdecznie polecam. Kto nie był niech żałuje i na pewno wybierze się na kolejną edycję, a mam nadzieję, że takie będą. Teraz jednak kilka słów nie o wydarzeniu a o samej trasie.
Startujemy z parkingu przy Przełęczy Przegibek (parking dość spory, choć w weekendy potrafi podobno dość szybko się zapełnić, czego byliśmy świadkami wracając już z góry) skąd na szczyt prowadzić nas będzie szlak niebieski. Mamy do wybory dwa warianty trasy- szeroką i płaską drogę szutrową idealną dla maluchów w wózkach oraz opcję z nieco bardziej stromymi podejściami, na tyle jednak prostą, by nie złapać zadyszki 😁 Ponieważ Czupi jak zawsze podróżowała w chuście, a dwa szlaki łączą się, przecinają bądź biegną równolegle, nasze wejście było wariacją na temat obu tras. Widząc na górze rodziców z gondolami wnioskuję jednak, że spacer z wózkiem, przy wyborze łatwiejszej opcji, nie stanowi problemu. Czas wejścia oszacowany jest na ok. 60 min, choć nam zajęło to mniej więcej 45 min., i prowadzi głównie przez las (jesienią wrażenia nie do opisania- te wszystkie kolory- cudo 😍😍😍).
Na szczycie (Magurka Wilkowicka- 909 m.n.p.m.) znajduje się schronisko, gdzie tradycyjnie można napić się herbaty czy coś zjeść (i zapłacić kartą). Z faktów bardziej przyziemnych warto wspomnieć, iż toaleta w schronisku jest płatna, przy wejściu znajdują się automaty przyjmujące monety 50 gr, co warto mieć na uwadze, by przykro się nie rozczarować, jeśli nie będzie możliwości rozmienienia większych kwot.
Tyle o samej trasie,a jak nasze wrażenia? Było po prostu cudownie. Idealnie wstrzeliliśmy się w sam środek złotej polskiej jesieni, a ten szlak wydaje się wprost stworzony na tę porę roku. Na samym szczycie pogoda wprawdzie nieco się popsuła, ograniczając możliwości widokowe, ale nie ma co narzekać. Gdyby nie fakt, że w drodze powrotnej mieliśmy zaplanowany dłuższy postój na obiad, pewnie wybralibyśmy się jeszcze trochę dalej, na Czupel, ale co się odwlecze…😃 W każdym razie póki co baterie naładowane, kolejne cudowne chwile przeżyte i byle do kolejnej wyprawy…😃
P.S. Trzeba oczywiście wspomnieć także, że matka wariatka chustująca wróciła z wyprawy z cudną giga nerką od Mabibi 😍